Rozdział I

-Moje róże...- Jęknęłam przeciągle i podniosłam jedną z opadniętych główek kwiatu. 
-Leah? Coś się stało?- Spytał Dymitr zerkając mi przez ramię. Przez jego twarz przemknęło coś na wzór źle skrywanego uśmiechu.
-Ktoś pokaleczył moje róże! Spójrz, czy to nie resztka popiołu tytoniowego?- Spytałam w wyrazie najwyższego zdumienia i oburzenia. Dymitr dotknął pozostałości i uniósł je leciutko mieląc je między palcami.
-Bez wątpienia to tytoń.
Prychnęłam jak rozjuszona kotka, a brat otoczył mnie ramieniem i przycisnął uśmiechnięte usta do mojego czoła.
-Masz tak wiele kwiatów w swoim ogrodzie, Lilijko. Czemu akurat te liche różyczki są ci tak bliskie?
-To są róże pustynne, które mama przywiozła z Szadanu.
Byłam bliska płaczu. Dymitr przycisnął mnie mocniej do siebie.
-Ktoś pewnie zrobił to nieumyślnie. Zobacz, nie wszystek umarły- Zauważył i wskazał na niewielkie odnogi, które się zazieleniły pod jego dotykiem.- Wyczuwam w nich jeszcze wiele życia. Wystarczy parę tygodni by znów zakwitły.
Otarłam samotną łzę, która zdążyła popłynąć po moim policzku. Dymitr uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Chwyciłam rękawice zostawione przez królewskiego ogrodnika i zabrałam się do pracy.
-Nie chciałbym ci przeszkadzać, ale papa kazał mi porozmawiać z tobą na temat nauki podstawowych zagadnień związanych z samoobroną. Nie chce naciskać, ale uważa, że przyda ci się to podczas twojej podróży.
-Moja odpowiedź się nie zmieniła od tego czasu, bracie. Mama brzydziła się przemocą, ja wolę pójść jej śladem i zostawić swoje bezpieczeństwo w rękach strażników. Są doskonale przeszkoleni, ja i tak nigdy nie osiągnę ich poziomu.
-Nikt nie każe ci przechodzić pełnego kursu, głupolu. Czulibyśmy się po prostu pewniej gdybyśmy wiedzieli, że w ostateczności będziesz potrafiła przeciwstawić się wrogowi.
-Ufam Krusznevikom, Dymitrze.
Otrzepał spodnie z kawałków ziemi, którymi nieopatrznie go pobrudziłam.
-W takim razie nic tu nie wskóram. Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać.
-Poczekaj. To ty miałbyś mnie tego uczyć?- Spytałam zdziwiona. Roześmiał się.
-Chciałbym, ale nie mam odpowiednich kwalifikacji. Jestem tylko księciem, siostrzyczko. Natomiast jestem pewny, że instruktor przypadłby ci do gustu. To mój stary znajomy z Ebraten. Jest tam zastępcą generała, ale tymczasowo zatrzymał się u nas w roli ambasadora. Jeśli chcesz go poznać, przyjdź po podwieczorku do moich komnat.
Zaczęłam protestować, ale uciszył mnie gestem dłoni.
-Nie martw się, to nie będzie zobowiązanie. Chcę byście się poznali, to wszystko.
-Czy Eriena też przybędzie?- Spytałam, przypominając sobie ognistą córkę króla Erica, którą zdążyłam szczerze polubić.
-Jest zajęta poszukiwaniem mojej narzeczonej- Roześmiał się Dymitr ale w jego oczach pozostał trudny do sprecyzowania cień.- Jeśli mogę być szczery wolałbym jej od tego nie odciągać.
Zdjęłam rękawice i podałam mu ręce. Stał naprzeciwko mnie niepewny, co zamierzam.
-Nie martw się. Na pewno ją znajdą.
Lekko wykrzywił kąciki ust i uśmiechnął się z wysiłkiem.
-Nie o to się martwisz- Odgadłam.
-Oczywiście, chcę by ją odnaleziono… ale nie zmienia to faktu, że jej nie znam. Ostatni raz widziałem ją, gdy ledwo nauczyła się raczkować. Nie wiem kim jest, co ją bawi, co cieszy… co smuci. Gdy ją odnajdą, będzie całkowicie obcą osobą…
Poczułam jak jego ręce zaczynają się trząść. Objęłam je mocniej.
-No tak- Westchnął zawstydzony- Ja nie mam co narzekać. W końcu na pewno będzie młodą, atrakcyjną kobietą.
Opuściłam wzrok na nasze dłonie.
-Ślub z Azamem nie jest taką straszną rzeczą jak można by przypuszczać. To w gruncie rzeczy całkiem miły człowiek. I tak jak ja uwielbia kwiaty, więc na pewno będziemy mieli o czym rozmawiać…
-I ma około 50 lat. Przy mnie nie musisz udawać.
Potrząsnęłam głową, a rude, idealnie wystylizowane loki rozsypały się wokół mojej twarzy.
-Dobrze, przyjdę do twojej komnaty i poznam twojego kolegę. Namówiłeś mnie.
Roześmiał się a dziwne ogniki zniknęły z jego oczu.
-W takim razie widzimy się za parę godzin. A tymczasem dokończ pielenie zanim nowe różyczki także padną.- Wskazał na końcówki korzeni, które zaczęły się kruszyć.
-Oh, masz rację- Sapnęłam i z powrotem nałożyłam rękawice.
-Do później.

Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy skończyłam zakopywać korzenie świeżą ziemią.
-Kim był ten nieszczęśnik?- Spytał głęboki głos za moimi plecami. Odwróciłam się i spojrzałam na wysokiego blondyna, który przyglądał mi się z pogardliwym uśmiechem.
-O co ci chodzi?
-Pytam kogo właśnie próbujesz zakopać.
Zarumieniłam się i wróciłam do zakopywania.
-To tylko róże. Zostały mi jedynie te odnogi i muszę je uratować.
-Rozumiem- Powiedział i przykucnął obok mnie.- Patrz, jeśli je lekko podetniesz, szybciej się przyjmą.
-I dopiero teraz mi o tym mówisz?
Westchnęłam ciężko, po czym złapałam łopatkę.
-Nie, czekaj- Uśmiechnął się nieznajomy i złapał mnie za nadgarstki.- Nie musisz tego odkopywać. Powiedziałem, że szybciej, a nie, że bez tego się nie przyjmą. Jesteś nadpobudliwa czy co?
Spojrzałam na niego wilkiem.
-Nie twój interes. Kim ty w ogóle jesteś? Nie znam cię- Spojrzałam na niego krytycznie.- Jesteś jednym z moich kuzynów?
Wyglądał jak większość mojej rodziny, wysoki blondyn o nieco podłużnej twarzy i jasnych oczach. Nawet jego mimika była pełna podobieństw do moich braci.
-Jestem przejezdnym. Nie należę do rodziny królewskiej- Odpowiedział po chwili wahania.
-Rozumiem- Powiedziałam i wstałam z klęczek. Szybko otrzepałam kolana i odgarnęłam włosy z twarzy.
-Przepraszam, chyba nie powinienem być taki bezpośredni w stosunku do księżnej.
Machnęłam dłonią.
-Raczej ja nie powinnam pokazywać się w takim stanie komukolwiek z poza rodziny. To nie jest pierwszy raz, gdy muszą się najeść przeze mnie wstydu.
-Marudzisz- Uśmiechnął się czarująco.- Ja myślę, że w takim razie jesteśmy kwita.
Podał mi rękę, a ja przez chwilę nie wiedziałam co mam zrobić. Opuścił ją w tym samym momencie w którym ja podniosłam swoją.
-To trochę żenujące- Zawstydziłam się. Nieznajomy zacisnął dłoń wokół mojej i delikatnie nią potrząsnął.
-Ja nie widzę w tym nic żenującego- Odpowiedział.
Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż usłyszałam kroki za sobą. Dymitr podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Oh, widzę, że się już poznaliście- Powiedział. Pokręciłam głową.
-Nie mieliśmy okazji się jeszcze sobie przedstawić.
Twarz Dymitra nieznacznie się rozjaśniła, jakby zobaczył coś co nie było dostępne dla moich oczu.
-Hunterberg, to moja siostra, Księżna Leah Orlov. Leah, to Hunterberg, mój przyjaciel, o którym ci mówiłem.
Hunterberg spojrzał na mnie z nikłym zainteresowaniem w oczach.
-Myślę, że powinniśmy przenieść się do środka i omówić kwestię treningu- Kontynuował, nie zważając na mój cichy protest.- Tam będzie nam cieplej, wygodniej i może podadzą ciasteczka.
-Przekonałeś mnie, braciszku.




Komentarze

  1. A co się stało z poprzednią historią? Byłam ciekawa co się stało z Aniołem!
    Mam nadzieję, że w tym opowiadaniu również się pojawi. A może któryś z nich to nowe/stare wcielenie?
    Ta historia też zaczyna się nieźle :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz